Dzień złożenia wniosku o paszport, czyli krótki wypad do Dublina.

Właśnie wróciliśmy z krótkiego spacerku, na którym spotkaliśmy… Świętego Mikołaja. Dzisiaj 6 grudnia, Mikołajki, no i w polskim sklepie Pewex stał sobie prawdziwy Święty Mick 🙂 Kiedy poszedł do Filipka, ten, jak to ma w zwyczaju, rozdziawił pyszczydło w szerokim uśmiechu, pokazując całe swoje uzębienie (w liczbie 4:)). Mikołaj, wielce zdziwiony, powiedział, że to pierwszy dzieciaczek, który się go nie boi. I w nagrodę dostaliśmy worek słodkości:

Niestety F. jest jeszcze za mały na takie łakocie, Mama coś krzyczała ostatnio o jakiejś diecie, więc… (i tu pojawia się rozdziawione pyszczydło Taty:)).

Od kilku dni jesteśmy obecni na FB, 31 osób kliknęło znany wszystkim guzik Lajk it – dziękujemy. Mam nadzieję, że niedługo będzie nas więcej. Póki co kolejny wpis.

Dzisiaj na blogu – wyjazd służbowy do Dublina w celu złożenia wniosku o paszport dla naszego małego Podróżnika.

Ciekawa historia z tym całym paszportem. Kilku naszych znajomych podpowiedziało nam, że możemy się starać o paszport irlandzki. Jednym z warunków ubiegania się o ten paszport jest pobyt powyżej trzech lat w IRL jednego z rodziców przed narodzinami dziecka. W przypadku naszej Rodzinki okres ten wyniósł 2 lata i 9 miesięcy :), więc wyboru nie mieliśmy.

Kiedy zadzwoniłem, aby umówić się na wizytę w Ambasadzie Polskiej w Dublinie, strasznie miły Pan, strasznie miłym głosem, strasznie miło mnie poinformował, że do wyrobienia zwykłego paszportu nie jest potrzebna obecność dziecka (to fajnie) ale oboje rodziców musi być. W takim razie z kim zostawić dziecko? I w ten sposób Bąbelek pojechał na swoją, jak na razie, najdłuższą wycieczkę samochodową (F. miał 3,5 miesiąca):

Do ambasady dotarliśmy po ok. 3 godzinach jazdy z niewielkim postojem na nakarmienie Konusika. A w ambasadzie, jak to na terytorium Polski, mimo że byliśmy umówieni na konkretną godzinę, to i tak musieliśmy swoje w kolejce odstać. Dobrze że nie powstał żaden komitet kolejkowy 🙂 Echhh… PRL, chyba nie da się tego wyplenić z naszej podświadomości 🙂

Kiedy już załatwiliśmy wszystkie papierkowe formalności udaliśmy się na kolejne karmienie:

I czas było ruszać w podróż do domu. Zajęła nam ona ponad 4 godziny. Straszne te korki. Zmęczeni potwornie jednak cali i zdrowi wróciliśmy do Cork. To była to długa podróż. A wieczorkiem całą rodzinką zasiedliśmy obejrzeć te kilka zdjęć, które udało nam się zrobić:

Pozdrawiamy i do zobaczenia w kolejnym wpisie.

Tata

~ - autor: marcinoos w dniu 06/12/2011.

Dodaj komentarz